Medicine to więcej niż moda. To przede wszystkim kreatywność, pasja i zaskakujące współprace. Kultura i sztuka są dla marki nadrzędną wartością nadającą ubraniom oryginalnego charakteru i indywidualności. O twórczości oraz inspiracjach przy tworzeniu kolekcji rozmawiamy z Iwoną Napierałą-Mróz, Dyrektorem Kreatywnym marki Medicine.

Medicine docenia każdą szkołę czy technikę oraz współpracuje z artystami tworzących w różnych dziedzinach

Medicine to polska marka odzieżowa, która od początku swojego istnienia (2013 rok), stale podejmuje inicjatywy z pograniczna kultury i sztuki. Skąd pomysł na takie działania?

W dzisiejszych czasach poszukujemy marek i produktów, które niosą za sobą coś więcej, zawierają głębszy przekaz i inspirują do twórczego działania. Jeśli więc ktoś nie czuje się dobrze w produktach „masowych”, znajdzie u nas ciekawą alternatywę. Ponadto sięganie do kultury i sztuki oraz przenoszenie tych dziedzin na ubrania, pozwala każdemu, kto poszukuje dodatkowych wartości, podkreślić własny styl i osobowość.

Przy tworzeniu kolekcji podejmujecie współprace z artystami z różnych dziedzin, przez co nieustannie zaskakujecie nowymi projektami! Jak wybieracie twórców?

Można u nas znaleźć nazwiska, które mają już ugruntowaną pozycję na rynku, jak np. Tomek Sadurski, Dawid Ryski czy ostatnio Alek Morawski. Ale cały czas jesteśmy otwarci na młodych, zdolnych twórców. Z myślą o nich prowadzimy Bank Grafik – każdy może wysłać do nas swoją pracę, a następnie, jeśli nas zaciekawi, znajdzie się w jednej z kolekcji. Nie zamykamy się na żadną szkołę czy technikę. Inspiracje czerpiemy z otaczającego świata i tego samego oczekujemy od artystów – aby wyrażali siebie w najbardziej dla nich naturalny sposób.

To dlatego w ofercie Medicine tak duża różnorodność. Jakimi jeszcze nazwiskami możecie się pochwalić?

Mamy na swoim koncie współprace m.in. z: Magdaleną Parfieniuk, Justyną Frąckiewicz, Dawidem Bojarczukiem, Patrycją Podkościelny, Rafałem Wechterowiczem, Beatą Śliwińską (BARRAKUZ), Anną Rudak czy Patrykiem Hardziejem. A przed nami kolejne odkrycia, zatem zachęcamy do odwiedzenia naszych salonów i śledzenia strony wearmedicine.com.

Te nazwiska robią wrażenie! Ale czy wszystkie Wasze kolekcje, nawet te mniejsze, posiadają autorskie printy?

Tak, każda kolekcja powstaje przy współpracy z artystami. Prac, które znalazły się na naszych rzeczach, nie można spotkać nigdzie indziej. Dodatkowo posiadamy sztab utalentowanych grafików, którzy u nas na miejscu tworzą kreatywne ilustracje. Przez to każdy nadruk jest niepowtarzalny i unikatowy. To właśnie najbardziej cenią w naszej marce odbiorcy.

 

Każdy może znaleźć u Was coś, co go wyróżni.

Poza tym, że stale działacie z artystami, Wasza oferta to także inspiracje z różnych zakątków świata.

Dokładnie tak. W Medicine pojawiły się prace takich artystów, jak np. Keith Haring czy Jean-Michel Basquiat. Możemy też pochwalić się przepiękną kolekcją malarską – Eviva l’arte. Czerpiemy też mocno z innych kultur, dlatego linia inspirowana twórczością Fridy Kahlo okazała się wielkim sukcesem. Nie brak u nas też kolekcji na licencjach: muzycznych, filmowych czy opartych na kreskówkach.

Ponieważ sami tworzyliśmy murale na ulicach polskich miast, jesteśmy też blisko graffiti. Kolekcja Banksy’s Graffiti nie miała sobie równych wśród fanów street artu i nie tylko. Współpracujemy też z polskimi artystami z tej dziedziny. Jednym zdaniem, z Medicine sztuka wychodzi na ulice! Warto śledzić nowości, bo to nie wszystko, czym możemy jeszcze zaskoczyć.

Cykliczna kolekcja Tattoo Art jako forma wyrażania siebie i podkreślania indywidualności

Słyniecie też z tego, że cyklicznie wypuszczacie kolekcje poświęcone sztuce tatuażu. To bardzo nietypowe jak na markę odzieżową. Skąd taki pomysł?

Chcemy być blisko kultury i sztuki, która jest szeroko rozumiana. Nie ograniczamy się do żadnej stylistyki. Tatuaż to forma wyrażania siebie i podkreślania swojej indywidualności. Stąd pomysł, aby do tworzenia kolekcji Tattoo Art zapraszać zdolnych tatuatorów (np. Kasię Piątkowską, Tomasza Podleśnego, Joannę Zielińską, Marcina Szymańskiego, Monikę Mielczarek, Aleksandrę Płocidem czy Piotra Bembena). Taki zabieg pozwala odbiorcom nosić tatuaż nie tylko na skórze, ale również na ubraniach.

Chyba więc pod względem kreatywnych współprac nie macie sobie równych!

Z sezonu na sezon staramy się zaskakiwać, być niespodzianką i nieustannym źródłem inspiracji do poszerzania naszych twórczych horyzontów. Poza tym, nie boimy się wyrażać siebie i do tego samego zachęcamy naszych odbiorców.

Dziękujemy za rozmowę