Marka Medicine często podejmuje współprace z niezależnymi artystami. O inspiracjach i twórczości rozmawiamy z Karoliną Matyjaszkowicz, której sztuka pełna barw i zaskakujących wzorów zabiera odbiorców najnowszej kolekcji w krainę folklorystycznych marzeń.
„Mam potrzebę opowiadać o korzeniach, związkach międzyludzkich i relacji człowieka z naturą”
Współpraca z marką modową może różnić się od standardowych projektów artystycznych – jak wyobrażasz sobie odbiorców kolekcji? Do kogo skierowana jest Twoja sztuka?
Współpraca z marką modową może się różnić od projektów artystycznych, ale nie musi. Studia na Wydziale Tkaniny i Ubioru nauczyły mnie, że sztuka użytkowa przenika się ze sztukami pięknymi do tego stopnia, że czasem granice całkowicie się zacierają. W przypadku mojej współpracy z Medicine nie odczułam, że moje działania choć w małym stopniu mają charakter komercyjny czy masowy. W dużej mierze dlatego, że mój wkład ograniczał się do namalowania obrazów. Nie uczestniczyłam w tworzeniu koncepcji, ani nie ingerowałam w proces powstawania projektów. Obrazy posłużyły osobom projektującym do stworzenia kolekcji. Wybrane motywy, postaci dostały nowe, inne życie. Stały się elementami wzorów i nadruków. Obrazy stanowiły też kolorystyczną inspiracją dla projektantów, co daje się od razu zauważyć. Zdecydowałam się na współpracę z marką odzieżową, ponieważ zawsze miałam słabość do Tkaniny Odzieżowej i Druku na Tkaninie – duże litery nie są przypadkowe. Takie nazwy nosiły moje ulubione pracownie, do których uczęszczałam i realizowałam się na studiach. Studia na tkaninie pozwoliły mi na nowo spojrzeć na malarstwo i powrócić do swoich wcześniejszych fascynacji. Poznając nowe techniki np. drukarskie, wzbogacałam swój malarski warsztat.
Przez współpracę z Medicine i powstanie kolekcji odzieży z inspiracji obrazami, można rzec, że moja historia zatoczyła koło. Nie interesuje mnie tworzenie sztuki „elitarnej”, bliższe jest mi podejście, by sztuka miała charakter egalitarny. Malując, nie mam aspiracji, by przekazywać wielkie idee, a tym bardziej, angażować się artystycznie w jakieś działania polityczne, czy przemycać politykę do sztuki. Za to mam potrzebę „opowiadać” o korzeniach, związkach międzyludzkich lub relacji człowieka z naturą. Odkrywać na nowo piękno rodzimej kultury i sztuki ludowej – nadawać jej innego charakteru. Swoje malarstwo czy muzykę kieruję do każdej osoby, dla której ważna jest wyobraźnia. Do osób, które podzielają moją miłość do świata przyrody i które rozumieją, jak istotna jest przeszłość, dawne wierzenia, ponieważ one nadal w pewnym stopniu determinują to, kim jesteśmy dziś i kształtują współczesną kulturę. Moimi odbiorcami i kolekcjonerami są ludzie w każdym wieku, w równym stopniu kobiety i mężczyźni. Mam nadzieję, że kolekcja trafi do osób młodych, jak i starszych.
„Myślę, że jeśli jest jakiś, choćby najdrobniejszy element naszej codzienności, jak bluza, t-shirt, buty, czy torba, który może sprawić, że nasz dzień będzie choć trochę jaśniejszy, bardziej kolorowy, czy radośniejszy, warto mieć go przy lub na sobie.”
Inspirujący, fantastyczny świat
Sztuka naiwna i surrealizm są dla Ciebie ważnymi inspiracjami. Co te nurty wnoszą do Twojej twórczości i jak je interpretujesz, gdy łączysz je z elementami polskiego folkloru?
Sztukę naiwną cechuje między innymi posłannictwo. Twórcy nieprofesjonalni nierzadko odczuwali pewien wewnętrzny przymus, by realizować swoje pasje, często wbrew przeciwnościom losu. Wielu z nich malowało lub rzeźbiło sceny rodzajowe z ich codziennego życia, inni przedstawiali żywoty świętych, jeszcze inni pejzaże i zachwyt nad pięknem natury lub przedstawienia mitologiczne, ale wszystkich łączyła szczerość. „Outsiderzy” często żyją w pewnym oddaleniu od reszty społeczeństwa. Ten dystans czasem dosłowny, czasem intelektualny czy emocjonalny bierze się między innymi z tego, że odstają od reszty. Bywają niezrozumiani przez innych ludzi np. ze względu na swoją wyjątkową wrażliwość, którą cechuje większość twórców, albo sami wybierają życie z dala od zgiełku miast i innych ludzi. Przez to zdystansowanie mają lepszy kontakt z podświadomością zbiorową wyrażoną w snach, legendach i mitach. Potrafią lepiej wsłuchać się w to, co ważne dla nas wszystkich. Choć nie poruszam tematów zaangażowanych w problemy współczesnego człowieka, to wyrażam jego potrzeby i tęsknoty. Inspirując się sztuką łowicką czy mitologią Słowian, wypowiadam się na temat swoich korzeni. Malując, odczuwam potrzebę czerpania z rodzimej sztuki, wracam do źródła, dzięki czemu odczuwam bliskość kochanych osób, które odeszły. Powrót do korzeni pozwala mi poznawać siebie. W myśl powiedzenia: powiedz mi skąd przyszedłeś, a powiem ci, dokąd zmierzasz.
Choć czerpię z tradycji, nie interesuje mnie odtwarzanie powszechnie znanych ludowych wzorów, staram się tworzyć nową jakość. Każdy obraz stanowi wyzwanie dla mojej wyobraźni i właśnie nieskrępowana niczym wyobraźnia oraz wyrażanie percepcji wewnętrznej było założeniem surrealizmu. Na ich twórczość silnie oddziaływała rozwijająca się w tym czasie psychoanaliza. Fascynowała ich ludzka psychika, wszystko to, co nieoczywiste, nieświadome np. sny. Pragnęli odnajdywać i kultywować cudowność – „Cudowność jest zawsze piękna, wszystko jedno jaka cudowność, nie ma cudowności, która by nie była piękna.” (fragment z Manifestu Surrealizmu.) Buntowali się przeciw realizmowi, klasycyzmowi, a także racjonalizmowi i empiryzmowi. Mnie przyświecają podobne wartości – odwoływanie się do swoich przeżyć, emocji, obserwacji i snów uważam za kluczowe we własnej twórczości. Podobnie jak surrealistów nie interesują mnie realistyczne przedstawiania, lubię, gdy twórcy zabierają mnie do swoich fantastycznych światów. Próbując odpowiedzieć, w jaki sposób przejawiam w swoim malarstwie zamiłowanie do surrealizmu, przychodzą mi na myśl słowa jednej z moich recenzentek, Marty Motyl, która zauważyła, że jednym ze stale przewijających się tematów w mojej twórczości uczyniłam miłość. Faktycznie bardzo często wracam do tematu zakochanych. Surrealiści traktowali miłość jako „magię okolicznościową”, która splata drogi natury i człowieka, ciała i duszy.
Jakie emocje wzbudza u Ciebie kolekcja? Jakie uczucia chciałabyś, aby wywoływała w odbiorcach?
Jak wspomniałam namalowałam obrazy, cała reszta była w rękach zespołu Medicine. Skonfrontowanie się z gotową kolekcją było dla mnie czymś nowym i zaskakującym. Na studiach i przez kilka lat po ich ukończeniu zajmowałam się zawodowo tworzeniem druków odzieżowych. Tym razem to ktoś inny projektował druki w oparciu o moje malarstwo. Konfrontacja z gotową kolekcją wzbudziła moje szczere zaskoczenie, ale w pozytywnym sensie. Wydała mi się niezwykle bogata, kolorowa i radosna. Poza tym, to niesamowite, że z kilku obrazów projektantom udało się „wyczarować” tak dużo przeróżnych wzorów, druków i elementów kolekcji – przerosło to moje oczekiwania. Kolekcja wzbudza we mnie dobre emocje, choć oczywiście nie wszystkie elementy są mi bliskie w równym stopniu. Życzę sobie, jak i całemu zespołowi Medicine, by kolekcja spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem. Najbardziej zależy mi, by wzbudziła dobre emocje, aby mój szczery entuzjazm i pierwsze wrażenia choć w części podzielili odbiorcy kolekcji.
Najważniejsza jest wyobraźnia
Czy jest coś, na co odbiorcy powinni zwrócić szczególną uwagę w kontekście Twojej twórczości lub samej kolekcji?
Gdyby miałby to być jeden element wskazałabym kolor. Badania naukowe wykazały, że niektóre kolory mają terapeutyczne oddziaływanie zarówno na naszą psychikę jak i samopoczucie fizyczne. Mam też na to sporo przykładów z własnego życia. Dlatego myślę, że lepiej nie przywiązywać dużej wagi do tego, jaki kolor jest modny w danym sezonie, czy do tego, co głoszą styliści/stylistki. Najważniejsze, by czuć się w czymś dobrze. Nawet jeśli otoczenie twierdzi, że w jakimś kolorze prezentujemy się mniej lub bardziej atrakcyjnie, to nie znaczy, że musimy rezygnować z barw, które sprawiają, że czujemy się lepiej. Myślę, że jeśli jest jakiś, choćby najdrobniejszy element naszej codzienności, jak bluza, t-shirt, buty, czy torba, który może sprawić, że nasz dzień będzie choć trochę jaśniejszy, bardziej kolorowy, czy radośniejszy, warto mieć go przy lub na sobie.
Twoje obrazy przenoszą nas w świat marzeń i mitów. Czy masz swoje ulubione legendy lub baśnie, które szczególnie wpłynęły na Twoją twórczość?
Tak, oczywiście mam swoje ulubione baśnie i legendy. Właściwie, gdyby nie miłość do nich i ludzi, którzy mi o nich opowiadali, czytali, gdy byłam dzieckiem nie byłabym dziś tym kim jestem i prawdopodobnie nie zajmowałabym się sztuką. Najważniejsza jest wyobraźnia, którą staram się bezustannie dokarmiać. Kiedyś zachęcali mnie do tego moi najbliżsi. Szczególnie mama i babcia, która dużo mi czytała. W tamtym czasie najbardziej lubiłam, gdy czytała mi legendy Warmii i Mazur. Dziecięca fascynacja światem ludowych podań i słowiańskich mitów przetrwała do dzisiaj. Uwrażliwiła na los różnych stworzeń, tych realnych i tych nieco mniej rzeczywistych, ale jakże istotnych. Krainy Warmii i Mazur były pełne lasów, starych, ogromnych drzew-istot absolutnie wyjątkowych, zamieszkałych przez niesforne kłobuczki. Strażnikiem drzew był mądry Smętek, który nie tylko chronił las, ale także nauczał kłobuki i inne stworzonka szacunku do przyrody. To bardzo silnie działało na moją dziecięcą wyobraźnię, tym bardziej że w moich rodzinnych stronach rośnie niewiele drzew, najwyżej drzewa owocowe, więc zachwyt nad bogactwem leśnych kniei i zrozumienie dla unikalności przyrody pozostały we mnie do dziś. Długo wierzyłam, w pewnym sensie nadal wierzę, że drzewa zwłaszcza te stare zamieszkują przeróżne fantastyczne istoty i że mają dusze, że są naszym największym dobrem, najcenniejszym skarbem, o który powinniśmy dbać. Lubiłam też śląskie legendy, jedna z bajek szczególnie utkwiła mi w pamięci. Była to bajka muzyczna „Poszukiwacze złota”. Moi rodzice, dziadkowie i ciocia czytali mi nie tylko masę książek, ale również puszczali słuchowiska odtwarzane z czarnych winyli. Czas przedszkolny był absolutnie magicznym okresem w moim życiu. Legendy, mity i baśnie mają w sobie ogromną moc i niosą ze sobą mądrość wielu pokoleń. Korzystając z okazji mam apel: rodzicie, dziadkowie, ciocie i wujowie, czytajcie swoim pociechom, jak najwięcej i jak najczęściej, również stare baśnie. Wzbogacajcie wewnętrzne życie dzieci.
W grudniu świat zwalnia, abyśmy mogli celebrować to, co najważniejsze. To momenty wypełnione radością, wdzięcznością oraz beztroską. Ubrania i dodatki od Medicine odzwierciedlają zarówno te rodzinne momenty w gronie najbliższych, jak i energetyczną atmosferę powitania Nowego Roku.
Sztuka Karoliny Matyjaszkowicz emanuje intensywną kolorystyką wraz z bogatym wzornictwem natury, tworząc przestrzeń do swobodnego wyrażania siebie. Kolekcja zachęca do spojrzenia na codzienność przez pryzmat wyobraźni, a baśniowe wzory krajobrazów i postaci doskonale wpasują się w zimowy, melancholijny klimat.
Kolekcja ożywia Twoje ulubione postacie i sceny, przenosząc je na stylowe ubrania. Każdy model jest przesiąknięty przygodą, niebezpieczeństwem i niezapomnianym folklorem, które uczyniły Władcę Pierścieni ponadczasowym klasykiem.